Drukuj
email: joanna.dz@vp.pl

Głos Wielkiej Ciszy
            Wokół malarstwa Joanny Dudziak

        Powyższy tytuł, jak się domyślam również istotna inspiracja dla Joanny Dudziak do namalowania swoich obrazów, został zaczerpnięty z filmu p.t. „Wielka cisza”, w którym nie pada ani jedno słowo. „Malarstwo jest sztuką milczenia”- mawiał nieodżałowanej pamięci malarz Zbysław M. Maciejewski. Zapewne chodziło mu o pozawerbalną siłę, jaka emanuje z niektórych malarskich arcydzieł. Milczenie między ludźmi zapada w najważniejszych momentach, kiedy słowa i krasomówcza ekwilibrystyka tracą moc, znaczenie, możliwość oddziaływania. Wsłuchujemy się w ciszę, aby usłyszeć swój wewnętrzny głos lub, aby rozproszyć się w bezkresie braku znaczeń, kiedy wystarczy nam czyste poczucie istnienia i dotknięcie tajemnicy czasu. Samo wewnętrzne przeżywanie, bycie w harmonii z przestrzenią świata, kosmosu – uświadamia nam, że tajemnica istnienia nawet nie przybliża nas na tyle do krawędzi metafizyki, abyśmy mogli coś o niej powiedzieć. A wiec milczymy… i ciężar oraz waga milczenia rośnie oraz brzmi w naszych uszach jak zbuntowany głos, który zastygł na granicy dzikiego, ogłuszającego krzyku i nie wydobywa nawet najmniejszego dźwięku czy zarysu najskromniejszej myśli…

            Miguel Ruiz, meksykański lekarz i uzdrowiciel, w niewielkiej książeczce p.t. „Medytacje i modlitwy” napisał: „ Chciałbym, żebyś skupił się na swojej wewnętrznej ciszy, miejscu ukrytym w tobie, które stanowi początek wszystkiego, czym jesteś. Jest to przestrzeń pomiędzy dwiema częściami ciebie, niewielka przestrzeń kreacji, niewielki obszar wielowymiarowych wyborów, tam gdzie śnienie życia znajduje swój początek”. Ta forma bezpośredniego zwrotu autora do czytelnika ma po prostu zachęcić do spojrzenia w głąb siebie, do wsłuchania się w wewnętrzną ciszę stanowiącą rdzeń „jaźni” rozumiejącej siebie jako osobową istotę stworzenia. Tak się dzieje na gruncie czystej świadomości, gdzieś pomiędzy mistyczną intuicją, a klarowną myślą ciszy nie zakłócającej niczego, będącej uświadomionym istnieniem w istnieniu. Czy można ten stan wyrazić również przy pomocy malarstwa, sztuki, artystycznej ekspresji...? Zapewne tak! Ale nie spodziewajmy się, że jest to łatwa sprawa…

      Joanna Dudziak maluje obrazy w monochromatycznych, brązowo ciepłych, żółtych lub miodowych gamach koloru, przedstawiając portrety medytujących mężczyzn i kobiet w strefach opalizacji niezwykłego światła. Bohaterowie są skupieni i milczący. Odnaleźli swoją wewnętrzną ciszę lub są tuż obok niej, z odrobiną zakorzenionego strachu. Trwają w swej medytacji czy modlitwie jakby poza upływem czasu, w wymiarze niepojętej wieczności. Ten głos wielkiej ciszy Joanna Dudziak wyraża nie tylko poprzez osoby, ale i miejsca, puste miejsca, w których dyskretną obecność zaznacza światło lub cienie kładące się od okna. Blask światła na blacie stołu i szklanka wody – to również prosta metafora tego, co duchowe i materialne. Fragmenty schodów sugerują, że ktoś nimi, może nawet przed chwilą, przechodził, ale w tym momencie już nikogo nie ma. Przeszedł i odszedł dając wyraz skróconej metaforze losu. Znikamy jako ludzie z krwi i kości i tego rozum absolutnie nie ogarnia. Pozostaje pustka i nicość. Żyjemy tylko w pamięci innych, ale i na to przychodzi szybki kres.

  Wyrażając wewnętrzne stany ducha i przeżycia na pograniczu mistycznego skupienia, Joanna Dudziak wpisuje się w swoim malarstwem w nurt sztuki, której ważną wartością oddziaływania jest sfera sacrum. Snując dalej w swojej książeczce medytacyjne rozważania Miguel Ruiz tak pisze: „Gdy już odnajdziesz wewnętrzną ciszę w swoim umyśle, obudzą się stopniowo wszystkie twe zmysły. Możesz usłyszeć śpiew ptaków i poczuć się jednością z ptakami. Może usłyszysz szum padającego deszczu i doświadczysz zespolenia z deszczem. Być może usłyszysz jakąś piękną muzykę lub ciszę i bicie własnego serca. Poczuj, jak doznajesz tych dźwięków i jak rodzą się w tobie piękne wrażenia”

   Prof. Stanisław Tabisz  

 

Mowa Starych Kamienic

  Pozostawione ślady na powierzchni przedmiotów, rzeczy i otaczających nas konstrukcji architektonicznych świadczą o naszej żywej aktywności oraz o przemijającym czasie, w którym staramy się odcisnąć swoją obecność. Obrazy Joanny Dudziak starają się o tym zaświadczyć poprzez motywy fragmentów starych kamienic, których milcząca wymowność sugeruje ludzkie trwanie i jednocześnie pewne symboliczne ograniczenie a zarazem strefę ochrony i bezpieczeństwa. Architekturę tworzy człowiek na swój użytek oraz na swoją miarę i wraz człowiekiem architektura starzeje się i podąża w głąb czasu konserwując w swej substancji pewną egzystencjalną poetykę. Joanna Dudziak doskonale wyczuwa ten nastrój i dlatego jej obrazy są wprawdzie rzeczowe, szorstkie i surowe, ale nie bez tej nostalgicznej nutki i uroku, kiedy ważną rolę odgrywa skondensowany upływ czasu i ludzka melancholia przemijania, niekiedy dramatyczna, utrwalona w kruszejącym murze, na odrapanej ścianie kamienicy naszego dzieciństwa…

  W tej zapadającej się w przeszłość scenerii mignie gdzieś w oknie ludzka sylwetka, zatrzepocze skrzydłami podrywający się do lotu gołąb, a pod zamkniętymi okiennicami, przekrzywiona nieco, pojawi się biała ławeczka oczekująca na tych, którzy przystaną tu na chwilę i usiądą. Żelazne bramy i ciężkie wrota, prowadzące na podwórka i dziedzińce, mają ten blask elegancji oraz ozdobną atrakcję rytmów i ornamentów. Wąskie schody, smukłe okna, pion rynny, przesmyk nieba, geometryczna układanka chodnika, otoczone zaporami murów i ścian, wydają się tymi szczelinami światła i wolności, bez których nie można żyć. Zdumiewać zatem może ten namalowany, „zamurowany” świat o nieco ponurym wymiarze, ale także starający się przekraczać ten własny, przyziemny i rzeczowy wyraz. Mowa starych kamienic nie jest lekka i prosta. Jest tajemnicza i niejednoznaczna, niekiedy dramatyczna. Metafizyka nietrwałości rzeczy i ludzi oddalających się w czasie wydaje się prawdą oczywistą, ale odnoszę wrażenie, że trudniej ją zobrazować w dziele plastycznym, które nie prowadzi dyskursu, nie dokonuje analiz, nie snuje zwerbalizowanej pojęciowo refleksji, lecz potrafi unaocznić egzystencjalny smak życia w jednym spojrzeniu, uderzająco, bez znieczulenia i zbędnych okoliczności łagodzących. Kiedy przyglądam się motywowi z Wenecji, nie odnajduję w nim tej słodkiej i mglistej pastelowości, którą podziwiałem zwiedzając to miasto wyrastające jak widmo prosto z wody. Odczytuję tylko twardsze spojrzenie na ten sam tragiczny los kamienic rozsypujących się w czasie. W cieniu wąskiego kanału refleksy światła na wodzie i w głębi, gdzieś dalej, ciepły dotyk słońca na bocznych ścianach kamienic i fasadach.. Tylko nie wiedzieć czemu, nie pojawia się tu żadna żywa dusza… Ten fragment miasta zamarł w swoim kamiennym bezruchu i milczeniu. Rani nas jego geometryczny porządek i ład, brutalność i dojmująca nagość materii uporządkowanej idealistycznym i metodycznym myśleniem natchnionych architektów…

  Joanna Dudziak nazywa część swoich malarskich prac „impresjami miejskimi”. Są to kolorowe, nokturnowe ujęcia miasta, zatrzymane jakby w poruszonym, przelotnym kadrze. To jakby w pośpiechu wykonane, reportażowe migawki, które jednakże swoim zagęszczonym klimatem i żywym gestem kumulują energię swobodnej kreacji i magię nocy. W niej, zatopione miasto trwa przez wieki ożywiane ludzkim zgiełkiem i kolejami losu całych pokoleń. Rzecz jeszcze mieści się w dziwnym paradoksie: tylko poprzez ulotność możemy dostrzec to, co bardziej trwałe. Ze ścian kamienic wrażliwe, ludzkie oko zdziera ich dojmującą prawdę i we fragmentach labiryntu stara się odnajdywać własną drogę zadumy i przepływające fale tkliwej pamięci…

         

 Kraków, 11-12 września 2007                                           Prof. Stanisław Tabisz                        

     Prezes ZPAP Okręgu Krakowskiego 

   

 

The Voice of the Great Silence
About the painting of Joanna Dudziak

            The title above, and I suppose also an important inspiration for Joanna Dudziak to paint her works, was taken from the movie entitled "The Great Silence", in which not a single word is being uttered. The late lamented painter Zbysław M. Maciejewski used to say: "Painting is the art of remaining silent." What he meant was doubtlessly the nonverbal force that emanates from some of the masterpieces of painting. The silence between people falls in the most important moments, when words and the oratorical equilibristic loose their power, meaning, the ability to influence.
We listen intently to silence in order to hear our inner voice or to disperse ourselves in the infinity of meaninglessness, when the pure feeling of existence and the touch of the mystery of time is all that suffice us. The inner experience alone, the being in harmony with the space of the world, of the universe - it makes us realize that the mystery of existence does not bring us close enough to the brink of metaphysics to let us say anything about it. So we keep silent... and the weight and importance of silence grow and sound in our ears like a revolting voice that froze on the verge of a wild, ear-splitting scream and makes not even a tiniest sound or outlines not even the most modest thought...

   Miguel Ruiz, Mexican physician and healer, wrote in a small book entitled "Meditations and prayers" what follows: "I would like you to focus on your inner silence, place hidden inside of you, which is the beginning of everything that you are. It is a space between the two parts of you, a small space of creation, a small domain of multidimensional choices, where the dreaming of life finds its beginning". This form of a direct apostrophe toward the reader has the simple task of encouraging one to look inside of himself or herself, to listen intently to the inner silence constituting the core of the "self" that understands itself as personal being of creation. It happens so on the terrain of the pure consciousness, somewhere between the mystical intuition and the clear thought of silence that disturbs nothing. An existence in existence endowed with consciousness.
Can this state find its formulation also in painting, art, artistic expression...? Certainly! But don't let us expect it to be an easy task....
     The works of Joanna Dudziak are painted in monochromatic, brown-warm, yellow and honey color ranges, depicting men and women during meditation, in zones where extraordinary light opalesces. The protagonists are focused and silent. They have found their inner silence or find themselves in its nearness, with a little bit of an ingrained fear. They remain in their meditation or prayer as if they had escaped the passage of time, into the dimension of an inconceivable eternity. This voice of the great silence is expressed in the paintings of Joanna Dudziak not only through persons, but also through places, empty places, in which light or the shadows falling from the window mark their discreet presence.
Gleam of light on a table and a glass of water - it's also a simple metaphor of the spiritual and the material. The fragments of stairs allude to the person who might have, just a while ago, climbed them - but now there's nobody there.
He came and he left, giving expression to the shortened metaphor of fate. We vanish as people of flesh and that's what the reason is absolutely incapable of comprehending. What remains is emptiness and nothingness. We live only in the remembrance of others, but this too comes to a close end.
    By expressing the inner states of the spirit and the experiences on the verge of the mystical concentration, Joanna Dudziak inscribes herself with her painting in the stream of art, where the sphere of sacrum plays an important and influential role.
Continuing to spin meditational reflexions in his book, Miguel Ruiz writes: "When you finally find the inner silence in your mind, all of your senses will gradually wake. You may hear birds singing and feel yourself being one with the birds. Maybe you'll hear the rustle of rain falling down and experience the fusion with the rain.
Maybe you'll hear some beautiful music or silence and the beating of your own heart. Feel yourself experiencing these sounds and giving birth to beautiful sensations".

   Prof. Stanisław Tabisz      

 

 

What the Houses of the Old Town Say to Us 

  The left-behind traces on the surfaces of objects and things, as well as the architectural constructions that surround us, bear witness to our living actuality as well as to the passage of time, in which we try to imprint our presence. The paintings of Joanna Dudziak endeavour to recognize this through the motifs of fragments of buildings of the Old Town, whose silent expressiveness suggests human endurance, as well as a certain symbolic limitation, along with a zone of security and safety.       Through architecture, human beings are engaged in creativity for their own use, and according to their own measure, so along with the human person, architecture grows old and moves into the depths of time, conserving in its substance a certain existential poetry. Joanna Dudziak consummately feels this evocative mood, and so her paintings are admittedly realistic, rough and harsh, but not without a nostalgic note and appeal. An important role is indeed played by the condensed flow of time and the human sense of melancholy passing away, sometimes revealed in a dramatic fashion, such as that fixed in the crumbling brickwork, or the scratched wall of the old house we lived in as children...             In this scenery of crumbling into the past, we sometimes see a flicker of a human silhouette in the window, or the beating of wings by a pigeon taking flight. Behind the closed shutters, there appears, slightly crooked, a white bench waiting for those who would stop here for a second, and sit down. The iron gates and heavy doors leading to courtyards, have a certain burnish of elegance as well as the decorative attraction of rhythms and ornaments. The narrow steps, the thin, elegant windows, the vertical of the rainwater pipes, a wisp of sky, the geometric patterns of the sidewalk, surrounded by the barriers of the brickwork and walls, appear to be apertures to a world of freedom, without which one cannot live.                                 This painted, "bricked over" world may cause some consternation in regard to its gray dimension, but it also attempts to transcend its own, ordinary and realistic meaning. What the houses of the old town say to us is not light and simple. It is mysterious and multivalent, indeed sometimes dramatic. The metaphysics of the impermanence of things and people moving through time seems to be an obvious truth, but it may appear that it is more difficult to portray it in a work of visual art. Such art does not carry out a discourse, does not make an analysis, does not lay out a verbalized conceptual reflection - but rather is able to visually convey the existential taste of life in one glance, in a striking way, without an anesthetic and unnecessary moderating qualifications.                                                                     When I look at the motifs from Venice, I do not find there the sweet and misty pastel-like quality, which I admired when I visited that city which rises like a mirage straight out of the water. Rather, I see a harsher view of the same tragic fate of the old houses crumbling over time. In the shadow of a narrow canal, the reflections of light on the water and its depths, and somewhere further away, the warm touch of the sun on the side-walls of the old houses and their facades... One must nevertheless wonder, why there does not appear here one living soul... This fragment of the city has died, in its stone silence and lack of motion. Indeed, we may be almost wounded by its geometric order and precision, the brutality and acute nature of the naked matter arranged by the idealistic and methodical thought of its inspired architects... 

  Joanna Dudziak calls some of her paintings "urban impressions". These are nocturnal views of the city in colour, stopped as if in a moved, transitory easel. They appear to be put together in haste, as if they were reportorial flashes, but which nevertheless, in their closely thrown-together ambience and lively gestures, cumulate with an energy of free creativity and the magic of the night.        In her conception, the submerged city endures for centuries enlivened by human tumult and the travails of fate of whole generations. Indeed, there is an odd paradox: only through transience can we perceive that which is more permanent. From the walls of the houses of the old town, the human eye tears down their acute truth and in the fragments of the labyrinth endeavours to find its own path of reflection and flowing waves of tender, bittersweet memory...

                                         Prof. Stanisław Tabisz

 


Wpis do katalogu - Michał Baca

    Jan Parandowski w swojej wiekopomnej Alchemii słowa ukazał wiele powodów, dla których przyszły pisarz sięga po pióro, by spełnić swoje powołanie twórcy. Tych przyczyn może być bardzo wiele i mogą być różnorakie np.  łaska, mistycyzm, cheieć zadośćuczynienia ideałom lub religii, nakazy moralne lub nagła iluminacja natchnienia.

  Szukać spełnienia w sztuce można przez dramatyczne przeżycia, niezwykłe potrzeby i tęsknoty, lub zwykłą potrzebę utrwalania zjawisk i chwil. To jednak nie wszystko! Chęć uwolnienia się od przykrości i dręczących myśli, ucieczka od smutnej rzeczywistości, kompensacja za niepowodzenia. Tęsknota za ludźmi lub ojczyzną- to też często geneza twórczości. Łatwo znaleźć wiele analogii pomiędzy literaturą i malarstwem, wszak są to dziedziny sztuki, wymagające talentu i kreacji. Gdy jednak przyszli literaci, często muszą zapracować na swoje dzieła doświadczeniem, znajomością świata, refleksją, ukształtowaną kulturą umysłową, to inaczej rzecz bywa w sztukach pięknych. Tu przejawiane i pielęgnowane od dziecka zdolności często zakwitają i owocują już w młodzieńczym okresie. Wyjątkiem niezwykłym może być Paul Gauguin,który porzuciwszy rodzinę i pracę urzędnika bankowego, oddał się całkowicie malarstwu  w wieku 35 lat . Właśnie historia Joanny Dudziak jest równie frapująca.

  Wydawało się, iż jej rozległe zainteresowania,  ukończone studia uniwersyteckie z dziedziny fizyki wprowadza i ugruntują życiową stabilizację. Stało się jednak inaczej. To właśnie w sztuce postanowiła odnaleźć spełnienie. Drzemiąca od lat potrzeba tworzenia zaczęła się krystalizować. Twórczość, bowiem nie składa się samych obrazów, jest nią całe życie malarza. Narodziny malarza są wielka oszałamiającą przygodą. Joanna ma już za sobą kilka indywidualnych wystaw, brała udział w licznych wystawach zbiorowych w kraju i zagranicą, jest członkiem ZPAP, jej przygoda malarska trwa.

  Artysta próbuje przedstawić swoja prawdę o świecie w różnorodny sposób; maluje portrety ujęte w symetryczną, uproszczoną formę lub próbuje chwycić urodę kwiatów. Jak przyznaje sama autorka, ta tematyka jest zjawiskiem raczej marginalnym w jej twórczości. Najlepiej i najbardziej sugestywnie wyraża siebie ukazując świat w zaklętych i opuszczonych miastach. Stylistyka i środki wyrazu są tu zgoła tradycyjne: zbieżne perspektywy ulic lub ciasne kadry fasad budynków. Domy z liszajami ścian i zabitymi na głucho okiennicami, oczodoły okien, zamknięte bramy, kamienne schody prowadzące w ciemność lub widoki z okna na puste niebo. Z obrazów emanuje martwa cisza i bezruch. Nie ma na tych pracach ludzi ani najmniejszego przejawu życia, nie ma drze, roślin kwiatów ani traw. W tych sugestywnych malowanych z pasją rozmachem obrazach, autorka osiąga rezultat nie tylko realizmu, lecz metafizyki, który właśnie pojawia się w tytule obecnej wystawy. Jest w tej twórczości przejaw ogromnej wrażliwości i niespokojne pytanie kondycję człowieka. Autorce nie zależy na eksponowaniu powabu i urody życia w jego zjawiskowej szacie, ale raczej na pytaniu o pozazmysłowość, niepoznawalność i nie przewidywalność świata. W tym sensie zbliża się jej twórczość do wspomnianego już wcześniej francuskiego symbolisty. W sztuce, aby osiągnąć, w doborze środków zamierzony efekt uczuciowy intelektualny, należy szukać obok pomysłowości i kreacji – głębokiego, ludzkiego zrozumienia świata. Trzeba wreszcie poszukiwać własnego, indywidualnego stylu, a ten Joanna Dudziak z cała pewnością znalazła.

                                                                         Micahł Baca 2003 r.

 

   


Wpis do księgi wystawowej - Poznań, wrzesień 2001

"To dzieło warte czegoś z którego człowiek

może poprawić się i mądrości nauczyć”

( Montaigne)

Malarstwo Joanny Dudziak jak każde dzieło sztuki jest indywidualnym przedmiotem artystki uwarunkowanym jej twórczą koncepcją. Malarka posługując się współczesną stylistyką pokazuje dzieło poprzez pryzmat własnego indywidualnego świata. Obrazy jej są rezultatem wielu skojarzeń dojrzewających powoli i materializujących się w trakcie procesu tworzenia. W twórczości Joanny Dudziak nie ma obrazów przypadkowych , każdy jest przemyślany starannie, w swym założeniu wyzuty z powierzchownych kokieterii. Malowane przez Joannę obrazy są jej swobodnym sposobem artystycznej wypowiedzi- własna interpretacja . W obrazach tych istnieje nieokreślone acz widoczna światło, które pozwala dostrzec szczegóły, którym malarka poświęca dużo uwagi. Jej wizja pozwala w sposób różnorodny i niezwykle bogaty interpretować widzenie otaczającego świata.

Poznań, wrzesień 2001r.                            Andrzej Grzelachowski

 

   


Na marginesie wystawy malarstwa Joanny Dudziak

  Są ludzie- podkreślam ludzie w potocznym rozumieniu artyści, dla których kreowanie, tworzenie, wypowiadanie się przez sztukę jest większą potrzebą od instynktu samozachowawczego. Każdy z nas zetknął się kiedyś z bestsellerem książkowym lat pięćdziesiątych, jakim była biografia Van Gogha Pt. Pasja Życia” Irwinga Stone’a. Dzięki popularności tej niewątpliwie doskonale napisanej książki mogliśmy poznać czym jest dramat konieczności wyrażania swojej osobowości w środowisku i czasach, które przez konwenans i zrutynizowanie w sztuce, wyrzuca poza nawias człowieka artystę przekraczającego estetyczne bariery tego środowiska. Na podstawie tej i podobnych biografii powstał mit artysty odrzuconego, artysty przeklętego. Od tego czasu kryteria w sztukach plastycznych zostały tak rozmyte, że dzisiaj artysta niezrozumianym, wykpionym, odrzuconym jest oficjalnie prawie niemożliwe.

  Jednym słowem, jeśli wszystko wolno to nie ma przegranych. Rozumnym i wrażliwym ludziom niepodobna żyć w tak określonej wolności. Potrzebują i chcą tworzyć tak, by to co tworzą wykraczało poza nowopowstający szablon kreacji bez kryteriów. Chcą wyrazić ten swój jedyny wewnętrzny świat, świat najgłębszej konieczności. Okazuje się więc, że pełnej wolności nie ma i nie będzie, bo tą granicą jest tęsknota i konieczność szukania i wyrażania PRAWDY. Ci którzy jej szukają podobni są mitycznym arogantom- chociaż mają zwykłe życie, zwykłe problemy. Niewątpliwie do nich należy Joanna Dudziak. Maluje już od dawna. Jej bardzo emocjonalną osobowość wypowiada się – moim zdaniem- w tematach, które w jakiś bardzo bezpośredni i silny sposób oddziałały na jej psychikę. Przykładem takiego bardzo ciekawego malarstwa jest duży formatowo obraz olejny pt. „Piwonie”. Jak wspomina malarka-obraz ten powstał pod wpływem silnego przeżycia-doznania, jakie sprawiło ogromny bukiet pachnących, bujnych, pąsowych kwiatów. Malowała go w jakimś zapamiętaniu przez całą noc. Decyzje kolorystyczne, gesty malarskie, które podejmuje artysta w takich warunkach są na granicy świadomości i czegoś- czego nie zna. Mówimy wtedy, że obraz powstaje sam Gratuluję jej tego dzieła, a szczególnie, że tak wysoko ustawiła dla siebie poprzeczkę artyzmu. Gratuluję i życzę by podnosiła ją przez całe życie- coraz wyżej.

Kraków 14 listopada 2000r.                                     Tadeusz Łukaszewicz- Tigran

 

   


W dzisiejszych czasach,

gdy wielu artystów powołuje się na świadków swych dokonań modnych filozofów, mistyków, pisarzy- czy też inspirują ich dzieła dawnych mistrzów malarstwa- Joanna Dudziak powraca do tego, co najprostsze- do natury. Warsztat jej też jest „naturalny”, klasyczny- olej na płótnie. Nie interesują jej mody, nowinki technologiczne… W sposób prosty, gdy nie starcza jej słów , ani w rozmowach, ani w poetyckiej twórczości- chwyta za pędzel, by jak najszybciej wydobyć z siebie i utrwalić kolorem to, co ja zachwyca, niepokoi, zadziwia… Obrazy powstają w umyśle każdego z nas, lecz tylko nieliczni potrafią je z siebie wydobyć. Jest to nie tylko wspaniała umiejętność, ale i odwaga, zwłaszcza dla osoby jaka jest Joanna- wrażliwej, pełnej wahań, a przede wszystkim samotnej w krainie sztuki [ … ]

  Tak bardzo trudno jest w dzisiejszej, pełnej pośpiechu i zawirowań rzeczywistości znalezć czas, by idąc przez miasto podnieść na chwilę głowę i zobaczyć odrapana kamienicę, która z rudery przemienia się w ciekawy obiekt malarski, z własną tajemnicą i historią wypisana na każdej cegle. Przyglądać się psom, kotom, ptakom, które krążą między wiecznie spieszącymi się ludzmi. Zauważyć śmiesznie skrzywioną ławeczkę, piwniczne, zakratowane okienko, odrapana drewnianą bramę… Joanna przygląda się miastu, a to co ją zadziwia, interesuje „notuje” w szkicowniku, bądź na kliszy fotograficznej. Z tych zapisków powstają obrazy. Wśród nich są również powroty do wspomnień z wakacyjnych podróży, przypomnienia, że znowu przyszła wiosna, piwonie gubiąc swe płatki zapowiadają lato, a ubogie w kolorze wrzosy wskazują, zima już blisko. Stojąc w pracowni Joanny, wśród większych i mniejszych płócien widzę dziwne, tajemnicze miasto, pełne zaułków, uliczek, starych domów. Między tym kwiaty, podmiejskie łąki, skraj lasu, świt… Wszystko rzetelnie namalowane, z dbałością o kolor, kompozycję. Gdy patrzę na obrazy Joanny Dudziak, przypominają mi się słowa „Dezyderaty”- pieśni która przez wiele lat była hymn „Piwnicy pod Baranami” „ Przechodz spokojnie przez zgiełk i pośpiech i pamiętaj jaki spokój można znaleźć w ciszy. Bądź sobą”

    Dorota Pietrzyk

 

 


[…] Od lat czy to na placu San Marco

czy w katedrze we Frejus, czy wreszcie w moim ukochanym Marcinku. doświadczam czegoś co nazywam „szeptami zaklętymi w kamień”.[…] rzecz w tym, że dotykając ścian czy mozaiki w Pompejach czuje się dotyk ludzi, którzy kiedyś się śmiali, kochali i umierali. Twoje obrazy , mają taką samą metafizyczną poetykę. Patrząc na owe schody i bramy człowiek czuje, że przed chwilą ktoś tam stał, może płakał, może uciekał… Do tego bardzo dynamiczna kompozycja, owo docinanie bram o półkolistych portalach wyrzucanie poza blejt dopełnień do przedmiotów do tego tak lubiane przeze mnie złamane kolory. Serce, dynamizm trwania rzeczy, wobec ludzkiej egzystencji, wiecznych. Trochę Magritta, trochę Georga de la Tour. […] W tym świecie fluorescencyjnych kolorów to co robisz, to po prostu Sztuka.

Poznań 2001 r .                                  Ireneusz Barszczewski